Stankiewicz: Państwo polskie wysyła "zaproszenie" do kolejnej zbrodni

Stankiewicz: Państwo polskie wysyła "zaproszenie" do kolejnej zbrodni

Dodano: 
Ewa Stankiewicz
Ewa Stankiewicz
– Sprowadzenie filmu do uśmiechów Kopacz w prosektorium to nieporozumienie. Uważam, że w świetle tego, co się stało, czyli celowego doprowadzenia do śmierci 96 osób, w tym głowy państwa, uśmiech Ewy Kopacz jest niczym – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Ewa Stankiewicz, reżyser filmu „Stan zagrożenia”.

Nie milkną komentarze po emisji filmu „Stan zagrożenia”. Czy spodziewała się Pani tak dużego odzewu?

Ewa Stankiewicz: Rzeczywiście jest wielki odzew. I dobre pierwsze przyjęcie tego filmu. Wiem również, że dużym powodzeniem cieszy się jego anglojęzyczna wersja. Działaliśmy w znakomitej ekipie. Chciałabym szczególnie wymienić wspaniałego montażystę Pawła Suchtę, który jest również współtwórcą filmu, a także grupę dokumentacyjną, czyli m.in. Pawła Hermanowskiego, Przemka Bugaja i Krzysia Siuciaka, Mateusza Rzewuskiego, Małgosię, Kasię (nie wymieniam nazwisk) i wielu innych. Bardzo dużą rolę odegrał producent Robert Kaczmarek. To jest ekipa, która pozwoliła utrzymać wysoką jakość filmu. Wszystkim jestem niezmiernie wdzięczna.

Jednak trudno mówić o satysfakcji. Owszem film został dobrze przyjęty przez znaczną część opinii publicznej i nie mówię o politykach PO, ale kwestia samej zbrodni smoleńskiej, tego, jak została ona potraktowana, a także fakt, że do dziś pozostaje ona bez kary i daje świadectwo niebezpiecznego stanu państwa, nie pozwala mi się za bardzo cieszyć.

Częstą opinią internautów były gorzkie słowa pod adresem Ewy Kopacz. To chyba te niepublikowane wcześniej zdjęcia byłej premier spotkały się z największym odzewem ze strony widzów?

Ja pójdę tu pod prąd. Sprowadzenie filmu do uśmiechów Kopacz w prosektorium to nieporozumienie. Uważam, że w świetle tego, co się stało, czyli celowego doprowadzenia do śmierci 96 osób, w tym głowy państwa, uśmiech Ewy Kopacz jest niczym. Oczywiście to wstrząsające i upokarzające dla Polski, że osoba o takim braku empatii, szacunku dla zmarłych i niezrozumienia swojej roli w państwie może piastować tak wysokie stanowisko i reprezentować nasz kraj. Wobec tego, że dokonano zamachu, ma to mniejsze znaczenie.

Martwi mnie to skupienie komentarzy wyłącznie na Ewie Kopacz, ponieważ podstawowym przedmiotem naszej troski powinno być bezpieczeństwo państwa. 11 lat po doprowadzeniu tych ludzi do śmierci nie tylko nikomu nie zostały postawione żadne zarzuty, ale również nie zostały zbadane decyzje, na wszystkich poziomach, które doprowadziły do tragedii. Z tego powinny wynikać zalecenia dotyczące zmiany systemu bezpieczeństwa, aby uniemożliwić powtórzenie takiej zbrodni w niedalekiej przyszłości. Może to, co powiem, jest kontrowersyjne, ale przewiduję, że jeśli nie wykonamy tej roboty, podobna zbrodnia znów się wydarzy. Jest to zaniechanie przede wszystkim ze strony podkomisji, ponieważ nie wszystkie kwestie mogą być zbadane przez prokuraturę. W sytuacji, gdy nie mamy do czynienia z przestępstwem, tylko z jakąś luką w bezpieczeństwie, to wówczas prokurator się tym nie zajmie, a może to zrobić jedynie komisja. Tymczasem nie zbadała ona dogłębnie tej sprawy, wręcz przeciwnie, przewodniczący zakazał prowadzenia przesłuchań świadków na wstępnym etapie. W ten sposób państwo polskie do dzisiaj wysyła „zaproszenie” do kolejnej zbrodni. Jeśli nie naprawimy bezpieczeństwa państwa, kolejni ludzie poniosą śmierć i to zapewne w dosyć bliskiej przyszłości.

Mija sześć lat od zmiany władzy. Dlaczego zatem polskie państwo do dziś nie naprawiło tych błędów?

Za badanie i śledztwo odpowiadają konkretni ludzie. Czy ktoś ich rozlicza z czasu pracy, skuteczności, jakości działania? Władze nie wyznaczyły też żadnego koordynatora, który dbałby o to, żeby śledztwo znajdowało się w dobrych rękach i było sprawnie prowadzone. Holandia miała cztery śledztwa swojej komisji zakończone w 15 miesięcy. U nas mija 5 lat od powołania podkomisji i nie mamy zrobionych nawet podstawowych rzeczy. Wyjątkiem jest częściowe udowodnienie przebiegu katastrofy z technicznego punktu widzenia, bo dziś nie mamy wątpliwości, że samolot został rozerwany w powietrzu w wyniku eksplozji.

Dlaczego to wszystko się nie wydarzyło?

Ze słabości? Głupoty? Uwikłania? Przekonania, że kosztem bezpieczeństwa można utrzymać stabilnie domek z kart? Moim zdaniem jest to zupełnie nieracjonalne, ponieważ bezpieczeństwo państwa powinno znajdować się na pierwszym miejscu z punktu widzenia władz. Co robi prezydent Andrzej Duda z całym Biurem Bezpieczeństwa Narodowego? Gdzie są ci wszyscy ludzie przez tyle lat? Za co biorą pieniądze? Kim są? Jakie stawiają sobie cele? Zarówno prezydent, premier, jak i prezes partii rządzącej są odpowiedzialni za bezpieczeństwo państwa. Zbrodnia smoleńska jest papierkiem lakmusowym. Jeżeli to nie zostanie należycie zbadane i rozliczone, odpowiedzialni ludzie odsunięci od stanowisk, postawieni przed sądem i ukarani odpowiednio do wagi czynów, a luki w systemie bezpieczeństwa nie zostaną wskazane, to nie możemy mówić o suwerennym państwie. W tej chwili każdy może mieć z tyłu głowy, że jeśli podejmie bardziej odważną decyzję, to już za chwilę może go nie być. Mówił o tym m.in. ojciec Przemysława Gosiewskiego, który wygłosił ostrzejsze przemówienie o Smoleńsku w jednym z kościołów. Zaraz po tym pojawiło się trzech „smutnych panów”, którzy przyszli do księdza i powiedzieli mu, że jeszcze jedna taka sytuacja i nie będzie ani jego, ani Gosiewskiego.

Kiedy miała miejsce ta sytuacja?

Nie tak dawno. Na pewno nie tuż po katastrofie. Wydaje mi się, że działo się to już za obecnej władzy.

Przed emisją reżyserowanego przez Panią filmu TVP wielokrotnie przekładało termin premiery. Dlaczego?

Ponad rok film leżał na półce. To, że nie wydarzyła się planowana emisja 10 kwietnia 2020 roku, to jedna sprawa, ale trudno mi zrozumieć fakt, że był on kilkukrotnie zdejmowany z anteny w ostatniej chwili. To było dla mnie bardzo upokarzające. Zapraszałam do oglądania wiele osób, a potem w ostatniej chwili okazywało się, że zostali oni wprowadzeni w błąd. Czuli się zawiedzeni i dopytywali, co się stało. Wygląda na to, że próbuje się „przeczekać” Smoleńsk. Im później, tym lepiej. Gdyby ten film został pokazany rok temu, być może bylibyśmy obecnie w trochę innym momencie. Może byłby większy nacisk społeczny na władze, aby doprowadziły do porządnego rozliczenia tej sprawy, ukarania winnych i zabezpieczenia państwa. Jak widać, to nie tylko się przeciąga w czasie, ale nie są podejmowane podstawowe działania, wiele rzeczy jest markowanych. Działalność ludzi, którzy stoją na czele śledztwa, nie przynosi zamierzonych efektów. Są filary badania, które udowadniają eksplozję, ale to jest tylko część technicznych kwestii. Cała olbrzymia praca podkomisji polegająca na własnym zbadaniu decyzji na wszystkich poziomach, które doprowadziły do zbrodni, nie jest zrobiona, ani nawet zaczęta, z tego co mi wiadomo. Jeżeli np. osoba, która podejmowała decyzje o przekierowaniu samolotu na remont do Samary, nie popełniła przestępstwa, ponieważ ktoś wcześniej usunął z warunków przetargu listę zakazanych partnerów wysokiego ryzyka, to prokurator nie zajmie się tą osobą. Tylko komisja może wyłapać takie punkty, które stanowią ogromne zagrożenie dla państwa polskiego. Należy te punkty krytyczne jak najszybciej zlikwidować, tymczasem według mojej wiedzy nie zostało to zrobione nawet w jednym procencie. Są pewne prace zespołu parlamentarnego, ale podkomisja musi przeprowadzić je samodzielnie, a nie polegać na badaniach innych podmiotów. Polegają one zresztą często tylko na wstępnej analizie dokumentów. Nigdy nie zbadano wszystkich decyzji, które doprowadziły do tej zbrodni. Nie mówię już o działaniach prokuratury, która powinna przede wszystkim szukać odpowiedzi na pytanie, kto doprowadził do śmierci tych osób. Jaka była w tym rola np. Donalda Tuska, Radosława Sikorskiego czy Jerzego Millera czy Tomasza Turowskiego. Czy ktokolwiek to bada skutecznie? To są podstawowe sprawy.

Powiedziała Pani, że film doczeka się swojej kontynuacji. Czego możemy spodziewać się w kolejnej części?

Zgodziłam się wyciąć część filmu dotyczącą nagrania, które ukazało się tuż po katastrofie w mediach społecznościowych. W prokuraturze znajduje się jego analiza. Nagranie sugeruje, że na miejscu katastrofy zamiast akcji ratunkowej dokonywano egzekucji. W swoim filmie starałam się przekazać to, co wiemy na temat tragedii oraz tego nagrania. A ponieważ jest tyle dezinformacji, uznałam, że w sprawie Smoleńska należy powoływać się tylko na sprawdzone źródła, a nie bazować na tym, co kto zasłyszał. Ten fragment nie znalazł się w filmie pod obietnicą, że będę mogła zrobić dla TVP osobny dokument na ten temat. W tej chwili nie mam żadnych sygnałów, że to mogłoby się wydarzyć, a więc być może skończy się to na tym, że zorganizuję jakąś zrzutkę środków finansowych w celu zrobienia drugiej części filmu. Jest jeszcze mnóstwo materiałów pochodzących ze śledztwa dziennikarskiego, np. rozmów z technikami obsługi Tupolewa tuż przed wylotem. Są również dowody na to, jak na miesiąc przed śmiercią policja niecodziennymi metodami naciskała na pracowników służby zdrowia, by zrobić wariata z Remigiusza Musia. Jak wiemy, oficjalnie popełnił on samobójstwo, a był to jeden z kluczowych świadków w sprawie Smoleńska. Nie mogło to wszystko znaleźć się w filmie, ponieważ, „Stan zagrożenia” był ujęciem tematu w „pigułce”, w sposób skondensowany, zrobiony tak naprawdę głównie dla międzynarodowego widza. Chodziło o to, żeby było to zrozumiałe dla 16-latka w Nowym Jorku albo 20-latka w Barcelonie. Aby opowiedzieć całą tę historię, potrzeba czasu i odbyło się to kosztem części śledczej. Dlatego uważam, że jest potrzebna druga część, łącznie z pogłębioną analizą tego, jak zachowywały się konkretne osoby na polu szczątków w pierwszych chwilach po katastrofie. Jest tam widoczna tendencja do przejmowania inicjatywy przez poszczególnych „liderów”, którymi byli Tomasz Turowski, Grzegorz Cyganowski i gen. Grzegorz Wiśniewski. Działali niezależnie od siebie, ale bardzo spójnie, tzn. starali się przeciwdziałać dokumentowaniu pola szczątków w pierwszym momencie i odsyłać świadków od terenu działań. O dziwo, od pierwszych chwil po tragedii na miejscu byli obecni Rosjanie, którzy wybiegali stamtąd w momencie, gdy wbiegali tam pierwsi Polacy. Między innymi te kwestie pojawią się w kolejnej części filmu.

Rozmawiał: Paweł Zdziarski
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także